środa, 11 grudnia 2013

Prolog

          Doktor Jenkins wszedł szybkim krokiem do niewielkiego szarego pokoiku. Spojrzał uważnie na dziewczynę siedzącą w rogu pomieszczenia. Trzymała podkulone kolana pod brodą i przygryzała wargę. Nie wyglądała na pacjentkę szpitala psychiatrycznego, ale na zwykłą nastolatkę, która znalazła się tu zupełnie przez przypadek. On jednak jako psychiatra z długim stażem wiedział jak bardzo pozory mogą mylić, więc nie pozwolił by przeczucia zawładnęły nim .

          Odchrząknął i uśmiechnął się do wpatrującej się w niego osóbki. Duże, czekoladowe oczy dziewczyny hipnotyzowały. Było w nich dziwne ciepło, które nie pozwalało lekarzowi myśleć, iż to dziewczę jest zdolne do czegoś poza podniesieniem głosu.

          - Witaj, Lottie. Jestem doktor Jenkins - podszedł do niej i wyciągnął rękę na powitanie. - Miło mi Cię poznać.
          - Mi również jest miło - uścisnęła dłoń. - Wydaje się pan takim ciepłym człowiekiem.

          Mężczyzna speszył się nieco jej śmiałością oraz tym wyznaniem i usiadł na starym, niewygodnym krześle, rozkładając swoje papiery dotyczące pacjentki na biurko. Czekała go kolejna godzina rozmowy i wybadania co się stało, że taka urocza, niewinnie wyglądająca dziewczyna znalazła się w takim miejscu. Robił to wszystko bardzo niechętnie, tego dnia miał jeszcze z dziesięć takich rozmów, a ta, wydawało mu się, że będzie wyjątkowo trudna. Jakież było jego zdziwienie gdy godzina minęła jak pięć minut, a dziewczyna okazała się bardzo miłą i słodką nastolatką. Nie pozostało mu nic innego jak zapisać w papierach, że umieszczenie jej tu jest pomyłką.

          Był już prawie przy drzwiach, ale zatrzymał się na chwilę, nawet nie odwracając się. Przed wyjściem musiał zadać pewne pytanie, które nie dawało mu spokoju.

          - W twoich papierach wyraźnie jest napisane, że żadne badania nie wykazały wychyleń od normy czy też zaburzeń psychicznych. Czemu lekarze nie chcą cię wypuścić?

          Jej usta znalazły się tuż przy jego uchu. Nie wiedział jak mogła tak bezszelestnie zakraść się do niego od tyłu.

          - Nie mam żadnych zaburzeń... - urwała. - Po prostu od czasu do czasu lubię sobie zabijać. A tak na marginesie, zastanawiałeś się kiedyś jak to jest strzelić komuś w głowę? Ja tak, od kiedy tu wszedłeś.

          Jenkins poczuł na swojej skroni zimny pistolet. Jak do cholery ta dziewczyna zdołała go wyjąć z jego torby, przecież miał ją przy sobie cały czas.

          - Żegnaj, doktorze. Okazałeś się bardzo pomocny.

          Strzał był głośny, więc Lottie nawet nie miała czasu by przyjrzeć się jak ciało mężczyzny bezwładnie opada na podłogę. Uśmiechnęła się jedynie i oblizała zbrukany jego krwią palec. Chwyciła akta jednej z pacjentek i wyskoczyła przez pozbawione - dzięki Jenkinsowi - krat okno.

           Spojrzała roziskrzonymi oczami na teczkę czarnowłosej dziewczyny i aż zachichotała. Z pewnością będzie zabawnie.